piątek, 18 lutego 2011

Czy jest miejsce dla nauki w Polsce?

Rozpoczyna się "reforma" szkolnictwa wyższego. Studenci protestują przeciwko płaceniu za drugi kierunek studiów. Rektorzy kłócą się czy można zmuszać pracowników do pielgrzymki. Tymczasem nikt nie pyta, czy w Polsce w ogóle komukolwiek potrzebna jest nauka... Media podają, że liczba bezrobotnych w Polsce z wyższym wykształceniem wzrosła z 1,5% w 1997 do ponad 10% w 2010 roku. Uczelnie publiczne i niepubliczne kształcą na kierunkach, które są niepotrzebne, albo na takich, gdzie rynek się już dawno nasycił (jak np. marketing i zarządzanie). Polacy otrzymują nagrody za osiągnięcia naukowe, pod warunkiem, że... nie mieszkają w Polsce. Bo w Polsce jakoś nie opłaca się myśleć...


Funkcjonujemy na wolnym rynku już ponad 20 lat. Nie udało się do tego czasu wypracować u nas żadnej nowoczesnej gałęzi przemysłu. Próby utworzenia nowych kierunków studiów (także eksperymentalnych) kończą się fiaskiem. Współpracy między uczelniami a biznesem praktycznie nie ma. Nagroda Wolfa (jedna z najbardziej prestiżowych nagród naukowych, obok Nobla) została ostatnio przyznana polskiemu profesorowi chemii (Krzysztof Matyjaszewski). Tyle, że profesor pracuje w USA. Za to my mamy super wykształconych bezrobotnych. Bo nauka i edukacja w Polsce - to fikcja.

W swoim czasie podnosiłem problem procesu kształcenia lekarzy na mojej macierzystej uczelni. Pracę na ten temat - omawiającą stan obecny, patologie i absurdy obecnego sposobu kształcenia - otrzymał ówczesny JM Rektor mojej Alma Mater. Szerszej dyskusji na temat edukacji lekarzy jednak nie udało się wywołać. Mentalnie ciągle tkwimy w średniowieczu: nauka lekarzy ciągle polega na opanowaniu i "zaliczeniu" pamięciowym pewnej porcji materiału. Tymczasem przeciętny absolwent uczelni medycznej w ciągu 5 lat od ukończenia studiów pracuje często na sprzęcie, spotyka się z problemami i stosuje leki, których nie było w czasie, kiedy kończył studia. Studia, które nie przygotowały go do samodzielnego zdobywania nowej wiedzy, nie nauczyły krytycznie czytać doniesień naukowych, nie wyrobiły nawyku opierania się na dowodach naukowych, zamiast na przesądach i przeczuciach. Wielu lekarzy nie potrafi komunikować się z pacjentami - i często naprawdę mądrzy ludzie siedzą w pustych gabinetach ("bo przecież to gbur"). Nikt nie uczył lekarzy pracy w stresie, podejmowania trudnych decyzji czy rozmowy z rodziną zmarłego. Wielu moich kolegów "po fachu" nie rozumie statystyki i nie zna podstawowych zasad metodologii prac naukowych - dlatego dobrze przeszkolony "rep" (przedstawiciel firmy farmaceutycznej) wcisnie takiemu lekarzowi każdy kit.

Dochodzi do takich patologii, że w ogólnopolskich wiadomościach specjalistka II stopnia z chorób wewnętrznych publicznie przyznaje się do "leczenia" cukrem chorych wymagających dializowania... Najgorsze jest jednak to, że taka wypowiedź nie budzi powszechnego oburzenia w środowisku lekarzy.

Dializa (czyli metoda oczyszczania roztworów przy użyciu półprzepuszczalnych błon) jest jednym z największych osiągnięć medycyny. Pozwala zastąpić niepracujące nerki do czasu ich wyleczenia lub przeszczepu - ratując tysiące ludzi, którzy wcześniej skazani byli na śmierć. Dializy pomagają chorym z uszkodzonymi nerkami usuwać toksyczne związki chemiczne z krwi (np. mocznik). Hemodializa pozwala także leczyć niektóre zatrucia. I robi to codziennie. Pozbawianie ciężko chorych ludzi dostępu do tej ratującej życie metody i zastępowanie jej pastylkami z cukru jest nieetyczne, niemoralne i nielegalne. Ale jak widać w Polsce można się tym publicznie pochwalić - w końcu Pani Specjalistka uzyskała niezbędne wykształcenie i kwalifikacje do tego, aby metody takie na swoich pacjentach stosować.

Ten właśnie system wymaga poprawy. Lekarz uzyskuje w procesie swojej edukacji dokument zwany Prawem Wykonywania Zawodu. Państwo Polskie upoważnia go tym samym do robienia legalnie rzeczy, za które inny obywatel idzie do więzienia! Lekarze mogą podawać ludziom trucizny (większość leków), kupować lub podawać innym ludziom narkotyki (np. morfinę), przeprowadzać eksperymenty na ludziach (badanie kliniczne), kłamać i oszukiwać klientów (stosując placebo), naruszać nietykalność cielesną (np. krępując, unieruchamiając lub podając bez zgody leki), zmuszać do leczenia się osoby trzecie (np. leczyć przymusowo partnerów seksualnych pacjentów chorych na choroby weneryczne), kaleczyć, ranić, usuwać narządy, kończyny i pozbawiać zmysłów (np. amputacja kończyny, usunięcie gałki ocznej, czy rozcięcie brzucha tylko po to, żeby zobaczyć co jest w środku). Lekarz decyduje o zgonie, urodzeniu, rencie, odszkodowaniu, zwolnieniu z pracy (a wręcz o dopuszczeniu do pracy). Od decyzji lekarza zależy czy taksówkarz z którym jedziesz może mieć prawo jazdy. Od decyzji lekarza zależy, czy pilot z którym lecisz na wakacje może wykonywać bezpiecznie swój zawód. Lekarze nie pracują tylko w szpitalach - są biegłymi w sądach, orzecznikami w ubezpieczalniach, naukowcami w laboratoriach i nauczycielami na uczelniach. Od nich także zależy, czy Twoje dziecko z chorą nerką zostanie w porę podłączone do dializatora, czy też dostanie cukierka... Przecież ten cukierek "nie wiadomo jak i dlaczego, ale leczy" - w końcu ma swoją pamięć ("pamięć wody").

Na pytanie, czy ktoś, kto leczy cukrem osoby umierające z powodu niesprawnej nerki zasługuje na to, aby nazwać go lekarzem - niech każdy odpowie sobie sam...

Polska to nie jest kraj dla wykształconych ludzi.

4 komentarze:

  1. Ale tez nie dla zamkniętych umysłów.Przykro mi miałam Pana za otwarty umysł i się rozczarowałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za ten tekst spotka Pana pewnie lincz ze strony niedouczonych ignorantów - także z własnego środowiska. Zresztą - wcześniejszy wpis o tym chyba już świadczy.
    Gratuluję odważnego głosu, ale dodam od siebie, że zmiany w kształceniu powinny objąć nie tylko lekarzy. To co się wyprawia na publicznych i niepublicznych tzw. "szkołach wyższych" to jakiś cyrk. Nauka leży. Technologia też. To wszystko prawda. Ale sam Pan może zobaczyć, jaki jest opór środowiska uniwersyteckiego przed jakimikolwiek zmianami, które próbuje przeforsować jakikolwiek rząd (chociaż z drugiej strony, te reformy to nie jakieś cuda na kiju). Od wielu lat postuluję zmianę kształcenia w kierunku zdobywania umiejętności, a nie wyłącznie "zakuwania" - tyle, że wszystko wydaje się iść w przeciwną stronę. Na moim uniwersytecie na wykładach (zwykle na pierwszym, bo na kolejnych nikt nie chciał już słuchać jak Profesor czyta swój podręcznik) sale pękały w szwach. Na seminariach było po 60-80 osób w jednej grupie - nie było szans na dyskusje, pytania czy wymianę myśli. Jeśli tak samo wygląda kształcenie lekarzy jak prawników (sam jestem adwokatem) - to mamy problem. Zresztą środowisko prawników też jest "oporne" na jakiekolwiek zmiany. Obecnie system promuje nieuctwo, cwaniactwo i lenistwo. Brakuje konkurencji i otwartych zasad. W moim środowisku za taki głos jak Pana - grozi publiczny lincz. Oby nie przytrafiło się to Panu.

    Popieram (i poprę) każdą propozycję rozsądnych zmian w organizacji nauki i edukacji wyższej w Polsce. Poprę każdą zmianę, która przyczyni się do ograniczenia (bo wyplenić się nie da) naciągaczy, oszustów czy po prostu nieuków we wszystkich zawodach zaufania publicznego - nie tylko lekarzy i wymiaru sprawiedliwości, ale także nauczycieli czy urzędników. Polityków pomijam - ich wybiera naród. Wierzę, że mądrzejszy naród, to mądrzejsza polityka. Wiem, że jestem idealistą. Pan chyba także...

    K.R.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla tej Pani (jak dla wielu szamanów i wróżbitów) "otwarty umysł" oznacza po prostu akceptację dla czarów.

    Specjalizuje się w demaskowaniu wróżbitów i osób wmawiającym innym, że posiadają "cudowne" albo "paranormalne" umiejętności. Ich ulubionym tekstem jest właśnie (na początku rozmowy) rzucenie do klienta tekstu w stylu "proszę mieć otwarty umysł". A potem następuje klasyczny cold-reading...

    Mam więc dla wszystkich rozsądnych (zakładam, że tacy tu zaglądają) poradę: Jeśli ktoś obcy każe ci nie myśleć, nie zastanawiać się, albo "mieć otwarty umysł" - uważaj, bo prawdopodobnie próbuje Cię oszukać.

    Lepiej mieć krytyczny umysł, dużo myśleć i jednak trochę się zastanawiać. To nic nie kosztuje - może poza odrobiną wysiłku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę tylko nie otwierać umysłu zbyt szeroko, bo mózg Pani jeszcze wypadnie. Szkoda by było.

    http://www.youtube.com/watch?v=o3n7CkxzP1M

    OdpowiedzUsuń