Znany lubelski ortopeda od dziesięciu lat walczy z homeopatią. Ostatnio wypowiedział otwartą wojnę popularnemu preparatowi homeopatycznemu przeciwko grypie.
Profesor Andrzej Gregosiewicz słodzi kawę granulkami oscillococcinum. Od razu dwiema paczkami. – Producent na opakowaniu pisze, że preparat zawiera sacharozę i laktozę oraz wspomnienie po kaczce. Kawa nie jest nawet zbyt słodka – narzeka.
Kilka tygodni temu Gregosiewicz wysłał do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów skargę, w której napisał, że ulotka preparatu przeciw grypie w granulkach oscillococcinum firmy Boiron wprowadza pacjentów w błąd. Producent podaje bowiem, że w składzie 1 g granulek jest 0,01 ml „substancji czynnej”: wyciągu z serca i wątroby kaczki dzikiej 200K.
Prof. Gregosiewicz punktuje: w oscillococcinum nie ma żadnej „substancji czynnej”, ponieważ skrót „200K” to homeopatyczne oznaczenie rozcieńczenia z wodą w stosunku 1 : 10 do potęgi 400 (1 i 400 zer). Tymczasem liczba wszystkich molekuł we wszechświecie szacowana jest na mniej więcej 10 do potęgi 80. – Odnalezienie jednej cząsteczki wyciągu z wątroby i serca kaczki wymagałoby przeszukania wielu milionów wszechświatów – wyjaśnia obrazowo profesor. Proponuje więc, żeby na ulotce było jasno napisane: „produkt homeopatyczny” (nie – „lek”, jak jest dziś). A w składzie: „niematerialna informacja lecznicza” (a nie – „substancja czynna”).
UOKiK sprawę rozpatruje od czerwca.
Genetycznie uczciwy
Prof. Gregosiewicz przyjmuje mnie w swoim gabinecie w Klinice Ortopedii Dziecięcej Akademii Medycznej w Lublinie, gdzie jest szefem. Właśnie skończył operować ciężką wadę kolana u 12-latki i wieloodłamowe złamanie stawu łokciowego 14-latka.
Dlaczego znany na świecie ortopeda traumatolog, który ma na koncie opracowanie unikalnej metody wydłużania kończyn z biologiczną stymulacją tworzenia kości (kości rosną do dwóch razy szybciej), sposób leczenia wapnicy guzowatej czy leczenie wad wrodzonych biodra i stóp, zajął się zwalczaniem homeopatii? W 2001 r. przyszła do niego matka z nastolatkiem z porażeniem mózgowym, który miał tak zaawansowane przykurcze stawów, że mógł leżeć wyłącznie w pozycji embrionalnej. Prosiła, żeby profesor to zoperował. Płakała, że przez lata syn był prowadzony przez bioenergoterapeutę i homeopatę. Miał jeszcze kilka podobnych przypadków. Jedno dziecko po kilkunastu operacjach udało mu się postawić na nogi. Inne – przystosować do życia na wózku.
Kiedy profesor przeczytał w internecie, na co poleca się homeopatię, złapał się za głowę:
Wiele ciężkich chorób u dzieci, takich jak zapalenie płuc czy zapalenie opon mózgowych, może początkowo wyglądać jak zwykłe przeziębienie. W takich przypadkach opóźnienie leczenia nawet o kilka dni może spowodować ciężkie powikłania.
Za cel postawił sobie takie nasycenie internetu swoimi tekstami o homeopatii, by ktoś, kto szuka o niej informacji, musiał na nie trafić. Tropienie homeopatycznych nieścisłości i oszustw leczniczych stało się jego hobby – oprócz czytania książek popularnonaukowych i szybkich samochodów.
Rodzina nie rozumiała tego zaangażowania. Żona jest kardiologiem, jej brat szefem kardiologii, teściowa emerytowanym kardiologiem, a teść emerytowanym profesorem pediatrą. Jego ojciec był lekarzem. Profesor wyjaśnia, że genetyczna uczciwość wobec pacjenta nie pozwalała mu milczeć.
Wodę należy suszyć wodą
Prof. Gregosiewicz kpi z zasad homeopatii. Z „potencjalizacji” – czyli sposobu przygotowania – wytrząsania, które ma aktywizować „pamięć wody”. Z „personalizacji” – czyli zalecenia, że lek należy dopasować do „typu człowieka”: płaczliwego, romantycznego itd. Zasadę – „im większe rozcieńczenie, tym silniejsze działanie leku” – profesor podsumowuje cytatem ze znanej piosenki Natalii Kukulskiej: „Im więcej ciebie, tym mniej/Bardziej to czuję, niż wiem”.
Gregosiewicz odczarowuje tajemniczo brzmiące łacińskie nazwy. Naczelną maksymę homeopatii „Similia similibus curantur”, czyli „Podobne leczy się podobnym”, zmienia na „Wodę należy suszyć wodą”. Mówi: – Głupota jest głupotą, nawet jeśli przetłumaczono ją na łacinę, język ludzi wykształconych.
Jak się zapędzi, jedzie równo po wszystkim: jodze, ajurwedzie, masażach, postmodernizmie, tolerancji, metafizyce, bioenergii, „dotyku ręki, niedotyku nogi”. Swoich oponentów w internecie nazywa: „forumowi niedorozwoje”, „osoby nieskażone inteligencją”, „niedorozwinięta wataha”, „zdziecinniali hobbyści”, „matematyczne głupki”. Tłumaczy: – Nienawidzę naiwności i głupoty.
Lubi pisać, a nawet porymować. Blogerowi wyznającemu spiskowe teorie odpowiada a to limerykiem, a to moskalikiem. Na przykład w sprawie terapii raka sokami i lewatywami z kawy:
Kto powiedział, że Gersona
Sposób dobry jest na raka
Tego walnę tak, że skona
Pod Mariackim, w mieście Kraka
Pierwszą sprawę w sądzie przeciwko firmie Boiron produkującej preparaty homeopatyczne profesor przegrał. – Napisałem o kilka słów za dużo – przyznaje. – Sąd uznał, że chodziło o korupcję, a ja nie mogłem niczego udowodnić.
Ale już kolejną sprawę wygrał. Izba Gospodarcza „Farmacja Polska” (z producentem środków homeopatycznych) pozwała go o „naruszenie dóbr osobistych” przez publikację tekstu „Homeopatia. Największe oszustwo w dziejach medycyny”. Sąd odrzucił pozew. – Sędzia pośrednio przyznał, że oszustwo można już nazwać oszustwem – komentuje profesor z satysfakcją.
W 2010 r. współzakładał Klub Sceptyków Polskich, który ma demaskować „pseudonaukę w sferach publicznych”. W tym roku 6 lutego o godz. 10.23 członkowie klubu i sympatycy popełnili we Wrocławiu oraz w Warszawie (podobnie jak ludzie w 63 innych miastach na świecie) publiczne „homeopatyczne samobójstwo”. Przy błyskach fleszy garściami pożerali homeopatyczne granulki. I co? I nic. Żadnych skutków ubocznych.
Gdzie jest kaczka?
W Polsce jest zarejestrowanych ponad 4,2 tys. homeopatycznych produktów leczniczych. Miesięcznik „Rynek Zdrowia” podaje, że Polacy w 2009 r. wydali na nie 146 mln zł, a w 2010 – 121 mln zł.
Naczelna Rada Lekarska jednoznacznie opowiedziała się przeciw stosowaniu homeopatii przez lekarzy. – Kodeks etyki lekarskiej mówi, że lekarz może używać tylko tych metod leczenia, które są uznane w sposób naukowy. A jedyny dowód na homeopatię jest taki, że nie szkodzi – mówi dr Maciej Hamankiewicz, prezes NIL i specjalista chorób wewnętrznych. – Wyznawcy homeopatii wykazują brak elementarnej wiedzy biochemicznej.
Prof. Gregosiewicz mówi tak: – Homeopatą zostaje lekarz, który ma dwie lewe ręce i jedną półkulę mózgową. Ja codziennie ryzykuję, idąc na salę operacyjną. Nigdy nie wiadomo, czy coś złego się nie wydarzy. Najbardziej lubię diagnozować i leczyć wady, które są najtrudniejsze. Które są wyzwaniami. I nie boję się czasem powiedzieć: nie wiem, ale poczytam, porozmawiam z kolegami, zrobię dodatkowe badania, dowiem się.
Według Polskiego Towarzystwa Homeopatii Klinicznej w Polsce leki homeopatyczne stosuje ok. 15 tys. lekarzy. Dr Barbara Leszczyńska, pediatra dziecięcy i członek zarządu PTHK, robi to od kilkunastu lat jako uzupełnienie leczenia podstawowego, łącznie z apiterapią (leczenie miodem) i ziołami tybetańskimi. – Dzięki homeopatii mogę stosować dużo mniej silnie działających leków, typu sterydy czy antybiotyki – mówi.
Podaje przykłady wyleczonych ostróg, migdałka, kamicy nerkowej, przewlekłych przeziębień, szybszego gojenia się zerwanych wiązek mięśniowych podudzia. – Nie można odstąpić od leczenia podstawowego – zaznacza. – Homeopatia ma na celu jego złagodzenie. Chorzy dostają kilka granulek i od razu mówią, że jest im lepiej. Czy to jest efekt placebo?
Nawet jeśli, to niech inni lekarze podadzą to placebo. Mnie nie daje spokoju jeszcze jedna kwestia z ulotki homeopatycznego leku na grypę. Łacińskiej nazwy kaczki dzikiej, z której wątroby i serca firma Boiron robi wyciąg (anas barbariae), nie ma wśród ponad 10 tys. żyjących i wymarłych gatunków ptaków. Zapytałam o to Boiron. Odpowiedź: to nazwa „surowca homeopatycznego „, a nie ptaka. Ekstrakt pochodzi z kaczki udomowionej, wywodzącej się z gatunku kaczki dzikiej.
KOMENTARZE
UZUPEŁNIENIA I SPROSTOWANIA
- Wg ustawy Prawo Farmaceutyczne termin substancja oznacza wyłącznie materialny składnik leku,
- Lekiem jest wyłącznie preparat zawierający substancję czynną terapeutycznie.
- Wg Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego lek nie zawierający substancji czynnej jest lekiem sfałszowanym.
- Informacja na ulotce oscillococcinum jest kompletnie niezrozumiała dla pacjenta, co jest niezgodne z rozporządzeniem ministra zdrowia. Pacjent musi wiedzieć czym leczy siebie lub swoje dziecko: substancją czynną terapeutycznie, czy „informacją duchową” (jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało)? Różnica jest zasadnicza i ostateczna: albo coś jest albo czegoś nie ma.
- Słów piosenki Natalii Kukulskiej nie cytuję, lecz parafrazuję: „Tym więcej ciebie, im mniej”, gdyż zgodnie z zasadami homeopatii, największą moc „leczniczą” wykazują „leki”, w których nie ma NIC poza cukrem.
- Słowo „wataha” (bez przymiotnika) padło w czasie rozmowy z dziennikarką w skojarzeniu ze słowem „dorżnąć”. Otrzymywałem bowiem telefony z „prośbami” , bym zaprzestał szkalowania homeopatii. „Prośby” brzmiały jak na filmie „Ojciec chrzestny”. O prawdziwości pozostałych, wymienionych przez dziennikarkę epitetów, można łatwo przekonać się czytając różne fora internetowe. Pamiętać też należy o kontekście. Np. w artykule „Terapie holistyczne”, zgodnie z prawdą napisałem: „Głupek matematyczny jest głupkiem zwykłym”
- Lek. med. B. Leszczyńska, członek zarządu PTHK podaje przykłady sukcesów homeopatii tzn. wyleczonych ostróg, migdałka, kamicy nerkowej i przewlekłych przeziębień. Gratulacje!
Zapomniała o leczeniu wzwodów w czasie jazdy autem, napadów głupkowatego śmiechu i lęku przed czymś, co się wyłania z ciemnego kąta.
A także o milionach ludzi zmarłych na malarię, gruźlicę i AIDS, którzy byli leczeni przy pomocy „leków” homeopatycznych, promowanych przez Światową Organizację Zdrowia (sic!) w Trzecim Świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz