czwartek, 20 stycznia 2011

Choroby zakaźne. Przegrywamy?

Artykuł Piotra Stanisławskiego. Przegrywamy kolejne bitwy w wojnie, która miała być wygrana. Niemal wytępione dziecięce choroby zakaźne atakują nieprzygotowanych przeciwników – dorosłych

Wydawało się, że zwyciężyliśmy. Pierwszy celny cios zadaliśmy ponad 60 lat temu, gdy pojawiły się szczepionki przeciwko krztuścowi – upiorna choroba zabijająca niemowlęta zaczęła ustępować. Kolejne wygrane potyczki następowały szybciej – w 1963 roku zaatakowano odrę, w latach 70. wygrano bitwę z różyczką, dekadę później uderzono w świnkę, a w 1997 roku wynaleziono skuteczną broń przeciwko niepokonanemu dotąd przeciwnikowi – ospie wietrznej.

Poczuliśmy się pewnie. Zbyt pewnie. Tymczasem zakaźne choroby wieku dziecięcego to bardziej przebiegli przeciwnicy, niż można by się spodziewać, a my najwyraźniej ich nie doceniliśmy. A przecież, jak pisał 2600 lat temu w „Sztuce wojennej” Sun Zi, „człowiek bez strategii, który lekceważy sobie przeciwnika, nieuchronnie skończy jako jeniec”.

Cóż, strategia była, ale nie dość przemyślana, bo pozornie pokonane choroby zaatakowały dziś w sposób, którego się nie spodziewaliśmy. I odnoszą kolejne zwycięstwa.



Uderzyć w słaby punkt

[caption id="attachment_308" align="alignright" width="300" caption="Kto wygra w walce z chorobami zakaźnymi?"]Kto wygra w walce z chorobami zakaźnymi?[/caption]

Szczególnie perfidnym sprytem wykazał się krztusiec – choroba tak zapomniana, że młodzi lekarze często nie potrafią jej zdiagnozować. Tymczasem starsze pokolenie pediatrów nie ma wątpliwości – kto raz usłyszał upiorne pianie, które wydaje chore dziecko próbujące zaczerpnąć powietrza podczas ataku kaszlu, ten pozna krztusiec bezbłędnie.

To choroba bakteryjna, a wywołująca ją pałeczka krztuśca wydziela wyjątkowo wredne toksyny. Substancje te niszczą nabłonek dróg oddechowych, jednocześnie bardzo silnie pobudzając ośrodek wywołujący kaszel. Efektem są tak gwałtowne jego napady, że chory ledwie może złapać oddech i często następuje niedotlenienie mózgu. Mocno skaczące ciśnienie powoduje pękanie naczyń krwionośnych w oczach, narządach wewnętrznych i mózgu oraz powstawanie przepuklin.

Tak choroba przebiega u dzieci – na szczęście obowiązkowe od wielu lat szczepienia niemal ją wytrzebiły. Jednak ostatnio ujawniła się poważna wada naszej linii obrony. Niemowlęta nabywają odporność w okolicach szóstego miesiąca życia, a ostatnie obowiązkowe szczepienie przeprowadza się u sześciolatków. Tymczasem okazało się, że odporność uzyskana w ten sposób dość szybko zanika – po pięciu–ośmiu latach człowiek znowu staje się podatny na chorobę. I choć w tym wieku krztusiec nie jest już niebezpieczny dla życia (wywołuje po prostu uporczywy kaszel), to pojawia się nowe zjawisko – chorzy dorośli zakażają niemające jeszcze odporności niemowlęta, z którymi stykają się jako rodzice lub dziadkowie. Sun Zi opisał podobną sytuację słowami: „Aby uniknąć tego, co silne, trzeba uderzać w to, co słabe”. Gdy silne stały się półroczne dzieci, przebiegły wróg zidentyfikował słaby punkt w nas, dorosłych, i uderzył tak celnie, jak tylko można.

Jak wielka jest nasza przegrana? W Polsce w 2009 roku oficjalnie chorowało 2500 osób. Jednak, jak zgodnie twierdzą specjaliści, dane te mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, bo większość przypadków to dorośli, a u nich brakuje charakterystycznych objawów i łatwo o błędną diagnozę. Chorych na krztusiec może być więc kilkakrotnie więcej. Dane z innych krajów są alarmujące – w USA szacuje się, że pałeczką krztuśca zarażonych jest 20 procent osób cierpiących na przewlekły kaszel. Z kolei 75 procent zachorowań niemowląt to przypadki zakażenia ich przez bliskich dorosłych.

Na szczęście nasi stratedzy opracowali nowy plan. –Obejmiemy obowiązkowymi szczepieniami kolejną grupę wiekową – mówi doktor Paweł Grzesiowski, prezes fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń. – Powinno się szczepić 14-latków, co dawałoby im odporność przynajmniej do 20. roku życia. Stosuje się też inną metodę – szczepienia kokonowe. Polegają one na podawaniu szczepionki wszystkim osobom, które mają styczność z niemowlętami – rodzeństwu, rodzicom, dziadkom, opiekunkom. 
Czy w ten sposób odzyskamy stracone pozycje? Najbliższe lata pokażą, czy kontratak się powiódł.

Atak totalny
Prostszy, choć nie mniej skuteczny sposób prowadzenia walki obrał wróg, który najdłużej pozostawał niepokonany – wietrzna ospa. Przez lata sprawdzała się tu maksyma Sun Zi: „Dobry atak to taki, którego wróg nie potrafi odeprzeć”. Ospa jest tak zaraźliwa, że uchronić się przed nią niemal nie sposób.

I co z tego? – powiesz. Pamiętasz przecież z dzieciństwa, jak się ją przechodzi – faktycznie jest męcząca, krosty swędzą, no i ile można siedzieć w domu i oglądać telewizję? Ale żeby się jakoś szczególnie martwić? Fakt, ospa ma często łagodny przebieg – tyle że u dzieci. Dorosłego, którego nawiedzi herpeswirus VZV, czeka znacznie cięższa przeprawa. 30-letni Marcin chorował trzy tygodnie, z czego dobrze pamięta tylko jeden tydzień. Resztę czasu leżał półprzytomny z gorączką sięgającą 40 stopni, krostami pokrywającymi niemal całe ciało i strasznym bólem głowy. Miał dużo szczęścia, że nie załapał się na żadne z licznych powikłań – do wyboru były choćby zapalenie wątroby, płuc czy móżdżku. Wciąż jesteś skłonny lekceważyć wroga?

Marcin należał do tych, którzy nie przechodzili ospy w dzieciństwie, jednak bezpieczni nie są nawet ci, którzy na nią chorowali. Jeśli pierwsza ospa była łagodna i ograniczyła się do kilkunastu krost, są duże szanse, że układ odpornościowy nie został należycie przećwiczony i po kilku czy kilkunastu latach zapomni, jak się bronić. Ryzyko jest tym większe, że w Polsce trwa właśnie kolejna fala epidemii ospy wietrznej – co roku choruje nawet 140 tysięcy osób, z czego 30 tysięcy to dorośli.

Co sprawia, że niewinna w dzieciństwie choroba doprowadza dorosłych do tak ciężkiego stanu? – Układ immunologiczny jest na tyle skuteczny, na ile zdoła się nauczyć rozpoznawać wrogów – wyjaśnia doktor Grzesiowski. – U dziecka reakcja jest więc słaba, nauka dopiero trwa. Walka z wirusem zajmuje więcej czasu, ale przebiega łagodniej. Tymczasem u dorosłego cios ma ogromną siłę, do walki rzucane są potężne siły całego organizmu. Stąd właśnie wysoka gorączka i wyczerpanie.

Dodatkowym problemem jest następujące z wiekiem „rozregulowanie celownika” systemu immunologicznego. Już u 18-, 20-latków potrafi on, ostrzeliwując wroga, trafić też w swoich. Stąd częste u dorosłych powikłania, których typowym przykładem jest choćby zapalenie stawów. 
Skuteczność oddziałów wietrznej ospy jest tak wysoka, że zaledwie kilkanaście lat temu zdołaliśmy opracować przeciwko nim szczepionkę. W dodatku przez lata jej skuteczność była ograniczona – dopiero nowo wprowadzony dwudawkowy schemat szczepień daje rozsądną, 90-procentową ochronę.

Zwycięstwo podstępem

W przypadku kolejnej z dziecięcych zmor dorosłych – różyczki – problem jest bardziej złożony. Choroba sama w sobie nie jest specjalnie groźna, u dzieci ogranicza się zwykle do lekkiej wysypki i powiększenia węzłów chłonnych. Kłopoty zaczynają się, gdy zakazi się nią kobieta w ciąży – im wcześniejszy jej etap, tym większe ryzyko poważnych wad płodu lub poronienia. Do 11. tygodnia ciąży ryzyko przekracza 90 procent.

Przez lata gwarancję bezpieczeństwa dawało tylko przejście różyczki we wczesnym dzieciństwie, jednak ponieważ choroba ta często przebiega bezobjawowo, nigdy nie można było mieć pewności. Dlatego w 1987 roku wprowadzono obowiązkowe szczepienia przeciwko różyczce dla kobiet, pierwsze w 13. miesiącu życia, drugie w wieku 10 lat. Efekt – przestały chorować kobiety, ale zaczęli młodzi mężczyźni. I nie dość, że narażają się na powikłania w postaci chorób autoimmunologicznych (zapalenie stawów, mięśni, mózgu czy naczyń krwionośnych), to jeszcze stają się źródłem zakażeń dla kobiet, które z racji wieku szczepione jeszcze nie były. „Strumień przybiera kształt, jaki nadaje mu teren, wojsko zwycięża tak, jak mu wróg na to pozwala” – pisze Sun Zi. Różyczce sami oddaliśmy pole, niedbale ograniczając płeć i wiek szczepionych. Teraz próbujemy ratować sytuację. Osiem lat temu zaczęto szczepić roczne dzieci, a zaledwie trzy lata temu – 10-latków. Najmłodsze pokolenie będzie więc bezpieczne, ale na razie różyczka miewa się doskonale. Dzięki nam.

Wreszcie przeciwnik na razie najmniej groźny, choć zbierający siły – świnka. Sun Zi mówi: „Kiedy wróg ma przewagę, należy się wycofać”. Świnka wycofywała się na całym świecie przez blisko 30 lat, by przegrupować szyki i powrócić. Lekarze alarmują – na (fachowo rzecz nazywając) nagminne zapalenie przyusznic dorośli chorują dziś częściej niż kiedykolwiek od czasu wprowadzenia szczepionek. A jest się czego obawiać – jak inne choroby wirusowe świnka lubi zaatakować na wielu frontach. Ten o największym strategicznym znaczeniu to męskie jądra – na bolesne i mogące prowadzić do bezpłodności ich zapalenie zapada ponad jedna trzecia chorych dorosłych mężczyzn. Na resztę może czekać jeszcze zapalenie opon mózgowych i mózgu oraz prowadzące do głuchoty uszkodzenie nerwu słuchowego. Jest więc czego się bać, bo i tu występuje poznany przy okazji różyczki schemat – ostatnie szczepienie przechodzimy w 10. roku życia, a po 8 czy 10 latach znowu stajemy się bezbronni. Wycofując się na bezpieczne pozycje, wróg przeczekał niekorzystny dla siebie okres i cierpliwie dotrwał do chwili, gdy ponowny atak mógł się powieść.

Naturalnie wojna nie jest przegrana. Po serii spektakularnych zwycięstw dostajemy dziś co prawda tęgie baty, ale zastępy strategów nie śpią i układają nowe plany bitewne. Jednak ich realizacja musi potrwać – dzisiejsze projekty masowych szczepień przyniosą wymierne efekty dopiero za kilka lat.

Jeśli nie chcesz być bierną ofiarą działań wojennych, proponujemy skuteczne rozwiązanie – obronę cywilną. Zorganizuj się, weź broń w swoje ręce i ubij wroga. Co robić? Szczepienia obowiązkowe to niejedyny sposób. Przeciwko wszystkim wymienionym chorobom można się zaszczepić z własnej woli praktycznie w dowolnym momencie. Jedyna przeszkoda to cena preparatu – musisz się przygotować na wydatek rzędu od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Ale przecież – jak przekonuje Sun Zi – „wojna ma ogromne znaczenie dla narodu; jest sprawą życia i śmierci, decyduje o jego istnieniu”. A więc broń się póki czas!

Zasady samoobrony

Odra
Przebycie choroby uodparnia na całe życie i dodatkowe szczepienie nie jest potrzebne. Szczepionka podawana w dzieciństwie, powszechna od 1970 roku, zapewnia długotrwałą odporność. Pod warunkiem że była dobrze wykonana – ale kto może być dziś tego pewny? Tymczasem odra jest chorobą bardzo niebezpieczną i często wywołuje powikłania. Na nasze szczęście jest dość rzadka – w 2009 roku zachorowało na nią około 40 osób. Mimo to poleca się szczepienie dorosłych, szczególnie młodych kobiet, które planują ciążę, i tych, które mają kontakt z małymi dziećmi. Cena szczepionki (MMR II, Priorix, Trimovax) wynosi około 60 złotych. Chroni również przed różyczką i świnką.

Świnka
Szczepienia obowiązkowe rozpoczęto w Polsce dopiero w 2005 roku. Przeprowadza się je dwa razy: gdy dziecko ma 13–14 miesięcy i potem między 10. a 12. rokiem życia. Dorośli, którzy nie chorowali w dzieciństwie, powinni się zaszczepić. To ta sama szczepionka, która chroni przed odrą i różyczką. W 2009 roku na świnkę zachorowało ponad pół tysiąca osób – jest się czego bać, bo powikłania bywają wyjątkowo paskudne. Aż jedna trzecia z chorujących na świnkę dorosłych mężczyzn przechodzi potem bolesne zapalenie jąder, które może skończyć się bezpłodnością. Inne kłopoty to między innymi zapalenie nerwu słuchowego.

Krztusiec
Szczepienie dorosłych to kwestia odpowiedzialności. Szczególnie w przypadku osób, które mają częsty kontakt z dziećmi. W dzieciństwie szczepiono nas do drugiego roku życia. Od 2005 roku ostatnia dawka podawana jest w szóstym roku życia. Ale odporność na tę chorobę maleje bardzo szybko, u niektórych nawet w ciągu kilku lat. Ostatecznie wygasa po około 12 latach. Tylko zachorowanie daje odporność na resztę życia. Dostępne, choć wciąż mało popularne, są szczepionki dla młodzieży i dorosłych: Adacel i Boostrix. Ich koszt to około 150 złotych. Receptę wystawić może lekarz pierwszego kontaktu albo lekarz chorób zakaźnych. Apteki zwykle nie sprzedają tych preparatów od ręki, więc szczepionki trzeba zamawiać. Obie chronią także przed błonicą i tężcem.

Różyczka
W Polsce od 1987 roku szczepienia są obowiązkowe. Ostatnią, przypominającą dawkę podaje się dziś w gimnazjum. Uzyskana dzięki niej odporność nie jest jednak trwała. Dopiero choroba daje nam niemal całkowitą pewność, że już nigdy się nią nie zarazimy. Niestety, trudno stwierdzić, czy faktycznie chorowałeś na różyczkę – diagnozę stawia się zwykle na podstawie wysypki, a ta u dzieci pojawia się często przy różnych okazjach. Dlatego nawet jeśli pamiętasz, że w dzieciństwie leżałeś tydzień obsypany czerwonymi krostkami, nie daj się zwieść. W 2009 roku na różyczkę zachorowało prawie 500 dorosłych. Najlepiej zrób test. Wystarczy pobrać krew i sprawdzić obecność przeciwciał różyczki. Koszt takiego badania wynosi od 30 do 70 złotych. Podobne badania można zrobić, by sprawdzić swoją odporność na inne choroby.

Ospa wietrzna
Wciąż nie ma obowiązkowych szczepień na ospę w dzieciństwie. Lepiej zachorować na nią wcześnie, bo daje to znacznie większe szanse na odporność niż szczepionka. Jeśli do 15. roku życia ospa cię ominęła, koniecznie się zaszczep. Dziś na rynku dostępna jest szczepionka Varilrix (zarówno dla dzieci, jak i dorosłych). Podaje się dwie dawki w odstępie co najmniej sześciu tygodni. To prawdziwa inwestycja w zdrowie. Jedna dawka może kosztować nawet 200 złotych, ale warto. W 2009 roku zachorowało ponad 8,5 tysiąca osób powyżej 20. roku życia. Na pewno żałowały, że nie zaraziły się w dzieciństwie.

Autor: Piotr Stanisławski, „Przekrój” 2/2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz